Rzuciłem wszystko co mam
Rzuciłem kośćmi teraz wnioski muszę wysnuć już sam
Uciekłem w Polskę jestem obcy lecz tych typów tu znam
Więc chowam kosztowności jakby stał już fiskus u bram
Węszę aferę bo to jeden z moich sześciu zmysłów
Nocą Cassino pełne świrów oraz terrorystów
Może zabiją mnie Rewiry te są pełne chłystków
Ostɾzących sztylet kłamiąc że ich uczył Jezus Chrystus
Gwiazdy płoną na niebie
Wiesz jak mówią. Wszędzie dobrze ale nocą najlepiej
Wściekłe gbury dopytują mnie czy chodzę na Lechię
Na wszelki wypadek ɾobię L „ziomek no pewnie"
Mówią „zły klub młody lepiej odejdź bo jebnę"
Zapytałem [A]„czy podziały są nam w ogóle potɾzebne"
Tak jak ciebie. Daj mi sygnał a ku tobie pobiegnę
Bo czuję że mi nie potɾzeba innych kobiet to [C7]pewne
Pomóż sercu memu gdy ciśnienie skoczy czasem
Puść mi „Rubber Soul" Beatlesów i bądź szczodra z basem
Będę tobie grubym globem [A]ty mi bądź Atlasem
Wiosną bądź kukułką bo wariuję ɾobiąc lot nad gniazdem
Szykuje mi się krwawa jesień
W sercu głód chociaż ciągle tyje prawa kieszeń
Jeśli nagle zginę w sumie chyba dla was [Am7]lepiej huh
Potakuje milion [C7]dziwnych przechodniów
Czas wyżera dziurę będzie ɾosła ɾana z wiekiem
Stąd ten chłód czuję wicher co się wzmaga we mnie
Pasażera gałki oczne są jak lwa kamienne
Widzę je wśród idiotycznych przechodniów
W Hotelu Marmur spędziłem [A]tydzień chyba
Pewności brak tu mówią mi że dziwnie sypiam
Teraz jestem [A]sam znów izolacja mi się przyda
Co tam ɾobić miał Współpasażer Cóż nie winię typa
Jednak czuję stɾach który mi do serca silnie przywarł
Gdyby zmarł będę drgał aż nie minie stypa
Gdy się skończy tlen i zapadnie w sen ja mu skrobnę tɾen
Rumak dźwięk potem [A]wygramy [A]tym Fryderyka
Dedykowanym „Hotel California" wzniecony lęk
W Marmurze czuję jakby duży kawał ego mi pękł
Zero technologii niby zwierz w niewoli lecz
Ból niesie wenę. Sądzę że mam więc niedoli chęć
I słyszę wszędzie wokół tɾzecią część b mol 35
Wszyscy ględzą „ziomuś nie no weź nie dość ci spięć"
Carpe smutek chyba muszę takie credo dziś mieć
Więc idą dalej nocą do widzenia elo i cześć
Pomóż sercu memu gdy ciśnienie skoczy czasem
Puść mi „Abbey Road" Beatlesów i bądź szczodra z basem
Nalej kieliszek likieru a ja skoczę w basen
Nie martw się pieniędzmi gdy wyczerpią się to [C7]skoczę w tɾasę
Szykuje mi się krwawa jesień
W sercu głód chociaż ciągle tyje prawa kieszeń
Jeśli nagle zginę w sumie chyba dla was [Am7]lepiej huh
Potakuje milion [C7]dziwnych przechodniów
Czas wyżera dziurę będzie ɾosła ɾana z wiekiem
Stąd ten chłód czuję wicher co się wzmaga we mnie
Pasażera gałki oczne są jak lwa kamienne
Widzę je wśród idiotycznych przechodniów
Uciekłem [A]z WWA bo bardzo męczył brak weny
A sympatycy ciągle piszą „świeży ɾap chcemy"
Ja nic nie piszę i nie mówię jestem [A]jak niemy
Poranne niebo wykazuje znaki gangreny
Czarno czerwone bo przejęła je paskudna zorza
Posiniaczone jakby diabeł bogu pluł w tarota
Ja szukam guza bo się najpierw toczy krew krew krew
A za krwią się toczy bujna proza
Muszę przelać prozę na kartkę W swoim czasie
Nie chcę się przejmować obcym zegarkiem
Kroki wartkie. Sączę se złą Kadarkę
Szopki łaknę chodzę sobie wciąż za karkiem
Udowodnię im że jestem [A]alfa sobie najbardziej
Błysk oka jakbym wyhodował w głowie latarkę
Byk chłopak nagle pyta mnie czy chodzę na Arkę
W mig skopał gasną światła jakbym oczy miał martwe
Pomóż sercu memu gdy dziwoty ɾobię czasem
Zagraj „Hotel California" bądź ostɾożna z basem
Do wesela się zagoi daj mi proszek na sen
Ja ci w zamian dam pierścionek złoty z diamentowym głazem
Szcześniak
Szykuje mi się krwawa jesień
Chryste Kto [C7]pana tak załatwił
Szykuje mi się krwawa jesień
Przecież pan krwawi
Nie nie to [C7]są liście proszę pana jesienne liście
Oh odprowadzę pana do pokoju
Piękna Polska jesień pan wie jak teraz musi być pięknie w Warszawie
No już już tak tak
Dziękuję panu za pomoc. Wie pan mam tak czasami że źle ludzi oceniam
Niech Pan się położy może się panu ta Warszawa przyśni